Chcę miękkiej trawy i braku reszty. Chcę ciepłego wiatru. Leżę na zielonej łące i patrzę na fioletowe niebo, złote chmury na nim. Płyną powoli. Nic nie robię, nie czuję ani zimna ani ciepła. W oddali drzewa szumią monotonnie. Nie ma nikogo. Nie wstaję. Nie muszę, bo obok mnie leżysz ty. Jeszcze cię nie znam, ale to nieważne. Trzymam cię za rękę. Patrzymy w niebo, nic nie jest ważne. Cienką strużką płynie krzyk, smutek i małostki. Czarna woda, która ciążyła mi wewnątrz. Już jej nie ma. Jestem czysty, jestem wolny. Jestem martwy.
-
1 komentarz:
ta wersja podoba mi się bardziej niż ta, którą czytałeś na warsztatach. najlepsza jest ta opuszczająca cię czarna woda i złote chmury. nie wiem czy wiesz, ale trochę podszyte gotykiem:)
Prześlij komentarz