28 listopada 2007

Nasze miejsca - Wiktor

Między pogodnie szumiącymi drzewami wije się wąziutka ścieżka. Omija pagórek, biegnie wzdłuż kamiennego murka a potem znika, by dołączyć do asfaltowej drogi, stracić swa tajemniczość. Jednak nie myślmy o nowoczesnej ulicy, pełnej ludzi i samochodów. Chodźmy tą ścieżką.
Przechodzień, który chce jedynie sobie skrócić drogę do miasta, zobaczy tylko chowającą się za drzewami plebanię, wdeptane w miękką ziemię szkło rozbitych butelek i widoczne znad murka dachy domów.
My nie idziemy do miasta, tylko na cmentarz. I już tu jesteśmy. Na Starym Cmentarzu Za Plebanią.
Na sięgającym nam do ramion murku zobaczymy wykute w piaskowcu płyty, na których staroniemieckim, gotyckim pismem wyryto imiona i nazwiska zmarłych. Niektóre wyrazy są już bardzo niewraźne, inne - całkiem zatarte. Tutaj kiedyś była podobizna zmarłego, a tutaj epitafium. Ci ludzie odeszli. Później ich ukochani i ukochane przychodzili, aby powspominać, a wszystkie ich myśli miały jedno imię - Pamiętam. Potem również oni zniknęli, a teraz przechodnie depczą ich nagrobki.
Tak, są tu jeszcze inne groby. Między drzewami widać dawne nagrobki, teraz zniszczone i poprzewracane. Spod pękniętej kamiennej płyty wyrasta bluszcz. Czy zmarła kochała to drzewo? Czy wiedziała, że tutaj ją pochowają?
A może kiedyś żyła w tym mieście pełna smutku dziewczyna. Nie była piękna ani brzydka. Niczym się nie wyróżniała. Przypadkowy mężczyzna zobaczył, jak siedzi na ławce i płacze. Usiadł koło niej i spytał, co się stało, ale nic nie powiedziała. Przytuliła się do niego i umarła. Był na jej pogrzebie, a potem wyruszył w świat. Spotkał wielu ludzi i wiele przeżył. Aż w końcu poczuł, że jego życie się kończy. Wrócił do swojego miasta, ale nikt tam już o nim nie pamiętał. Poszedł na cmentarz i znalazł grób nieznajomej dziewczyny. Nie było tam żadnego kwiata ani świecy, tylko pożółkłe liście. Stary człowiek zasadził bluszcz. Wkrótce umarł. Po latach i o jego grobie zapomniano. W małym klombiku, który postawiła jego daleka krewna, znalazło się ziarenko klonu. Wiele lat minęło, aż wyrosło coś przypominającego młode drzewko. Ktoś powiedział, że będzie tutaj ładnie pasowało i nie usunięto go. Wyrosło na okazały klon, którego pień oplotły zwoje bluszczu z grobu nieznajomej. Smutna dziewczyna wciąż tuli tego samego mężczyznę.
Ale tak pewnie nie było. Żyli normalnie, umarli ze starości, ich bliscy płakali i sami umarli. I tak dalej. Groby znikają w ziemi.
Nikogo tutaj już się nie chowa. Nikt o tym miejscu nie pamięta. Nocą zjawiają się tutaj pijacy i pseudosataniści. Smutna dziewczyna wciąż tuli nieznanego sobie mężczyznę.


Ps. Naprawdę nie jestem pewien, jak odmienić słowo murek... :D

Brak komentarzy: