Nie byłeś listem nieopisanym
Krwią karminową atramentu pióra
A ja nie byłam listem wcale
Nawet nie chmurą – nie mgłą jak chmura
A splotły się palce przez cisze płynące
Złączyły się dłonie na gładkiej pościeli
Patrzyłam ci w oczy nie sztucznie – swobodnie
A ty myśli czytałeś z mojej zieleni
Odpłynął gdzieś Szekspir z Goethem
Wyszli wszyscy a my zostaliśmy sami
Czytałeś mi z oczu półprzymkniętych tuszem
A oni podsłuchiwali pod drzwiami
Choć ich nie było a słowa w powietrzu
Uciekły mrozem deszczem wyschły a mgła złagodniała
Wciąż tylko drżącej strofy brzmieniem
Dotykałeś mojego ciała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz