Przechadzają się... ogrodami, ta para.
I nie ma że wiatr.
Że zima.
Że zamiast oczu jest szklanka.
Że to nie jest jej przyszłość,
bo swoją zostawiła w domu.
Bo tamten przecież nie lubił zimy,
a już tym bardziej przyszłości.
Pośród... nagrobków sunie ich nieznaczna łuna.
Że śmierć ich nie rozłączy, to wiedzą.
Wiedzą też, że ognisty wzrok im rozświetla północ.
Nie księżyc.
Bo księżyc został dziś w domu,
przy drodze mlecznej i marsie.
Bo każdy miał kiedyś czas na
świecenie i prawo
do zgaśnięcia.
Zmarła pośród... nasturcji, ta para.
Zmarła na zimę.
-
3 komentarze:
ładny poczatek i koniec; ale srodek to sobie mogles darowac- takie lanie wody; moze poza tym prawem do zgasniecia; to ci sie udało
No pewnie środek mógł sobie darować, więc napisałby tylko rozpoczęcie i koniec xD
Matt! Wiesz, że ja kocham Twoje zawiłości, romantyczność i wszystko inne co zawierasz w wierszach :)
Amelie
Gdyby nie ta przerzutnia w przedpstatniej strofie, byłby z tego śliczny tonik :-). Niezłe.
Prześlij komentarz