1 września 2008

Mowa Nasturcji

Przechadzają się... ogrodami, ta para.
I nie ma że wiatr.
Że zima.
Że zamiast oczu jest szklanka.
Że to nie jest jej przyszłość,
bo swoją zostawiła w domu.
Bo tamten przecież nie lubił zimy,
a już tym bardziej przyszłości.

Pośród... nagrobków sunie ich nieznaczna łuna.
Że śmierć ich nie rozłączy, to wiedzą.
Wiedzą też, że ognisty wzrok im rozświetla północ.
Nie księżyc.

Bo księżyc został dziś w domu,
przy drodze mlecznej i marsie.
Bo każdy miał kiedyś czas na
świecenie i prawo
do zgaśnięcia.

Zmarła pośród... nasturcji, ta para.
Zmarła na zimę.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

ładny poczatek i koniec; ale srodek to sobie mogles darowac- takie lanie wody; moze poza tym prawem do zgasniecia; to ci sie udało

Anonimowy pisze...

No pewnie środek mógł sobie darować, więc napisałby tylko rozpoczęcie i koniec xD
Matt! Wiesz, że ja kocham Twoje zawiłości, romantyczność i wszystko inne co zawierasz w wierszach :)
Amelie

Anonimowy pisze...

Gdyby nie ta przerzutnia w przedpstatniej strofie, byłby z tego śliczny tonik :-). Niezłe.