za każdym razem kiedy
patrzysz przez szkło różowym
oblane przedźwiękiem podsłuchuję
jak struną i tętnem obalasz
pojęcie ich świata
zniknąwszy gdzieś rozstaju
mojego naszego pochodu
rozpalasz nietwierdzę pod
strzechą powierzchowności
ironio znikoma truposzu
promiaro otoczeń podejdź
gdzieś bliżej bym spotkał
cię pod pociągiem
lecz żywą
twoją smaczną twarz widelcem
roztrząsać jak krem bez
mleka jak smaku bez zapachu
lubością
-
1 komentarz:
jej... interesujące, ale nie rozumiem tego wiersza... Ale ostatnia zwrotka - bomba! :D
Prześlij komentarz