31 marca 2008

Tak blisko a tak daleko jednocześnie
na dwóch końcach skakanki
bujamy się we wszystkich kierunkach
każde ciągnie w swoją stronę
żadne z nas nie pomyśli
brak zrozumienia - brak kompromisu
pośrodku dziwnej układanki
czy znajdziemy w końcu zagubione elementy?

30 marca 2008

Całopalni

stoimy teraz
całopalni
we własnym ogniu
nawzajem płonąc

topią mi się rzęsy
popieleją dłonie
z tobą choćby najdalej
z tobą
byle z tobą
nawet do końca

kruszejesz na moim ramieniu
zwęglonymi ustami
dotykając twarzy
stoimy teraz
całopalni

już nas oboje porywa wiatr
przemieszanych ze sobą

jeszcze iskra

Wiolonczela

będę troją wiolonczelą
rozkołysz mnie cienkim smyczkiem nocy
wlej w moje struny
mdlące płaskie dźwięki

będę twoją wiolonczelą
rozkołysz mnie
palcami snując po brzegach

lekkim głosem
poproszę o jutro
spod twoich dłoni
rozmyta na płótno

Umarłe bóstwo

mojej krwi ci trzeba
zapomniany boże
mojej krwi potrzebujesz
umarłe bóstwo szczurów na cokole

widzisz mnie
w tej sukni lecz jakby bez niczego pod
spodem
z kamiennych dłoni próbujesz wykrzesać
ruch

mojej krwi
mojego smaku
podchodzę i klękam na twoich kolanach
dotykam ust tak słabych
że nie potrafią odtworzyć pocałunku

ty
związany bóg umarłe bóstwo
tak potężna bóstwo co nie ma
wyznawców

nie możesz dosięgnąć

28 marca 2008

herotyk

wybacz że jestem hedonistką
i chcę mieć to wszystko

i że kwiat na łące jest rozkoszą
i dłoń zraniona nieznajomą wonią
wybacz moją kobiecość podtopioną
i niezmąconą słabość do twoich rąk

Włosów gęstwina jak węże między kłosami zboża rozłozone.
Płomienne lico drży.
Niewinność ucieka.

...

wciąż przy oddechu
słońce wschodzi raz za razem promieniście zza horyzontu
na plaży wymięte ciała obruszone piaskiem i morzem
piana toczy się z muszli co pereł mają przesyt
hermafrodyty tną śpiewem poranek

rafa koralowa i rozgwiazd kolonie śpiewają
że chcą dotknąć suchych skał

90210

przedsen
z różańcem w ręku

chirurgiczne treści przewalają się jak książki po pokoju
i myśli w pustych oczodołach po wylanych źrenicach
głębia ich i misterny światłocień wymierają
gwieździsta noc woła o starcie z niej niemocy

25 marca 2008

***

łączą nas ściśnięte biodra. choć tyle miejsca
pchamy się do siebie coraz bardziej.

palce wokół misy z popcornem.
resztę przełknęliśmy, kilka leży na kanapie.

nasze skarpety tego samego koloru.
skaczą do siebie, krzyżują się, grzeją.

w blokach reklamowych wskazane nagabywanie.
pocałunek na długość końcowych napisów.

Mimochodem wiedzieć wszystko

Czy da się nie zwariować
myśląc mimochodem
mimo wszystko mieć poukładane
wszystko
co się wie

Z przykładu percepcji
wiedzieć o tyle o ile
powinno się wiedzieć o sobie samym

Znaleźć konstruktywność
w konsensusie między ja koma inni
nie wychylać się za bardzo
z konstrukcji własnych przekonań

Nie korygować swoich uczuć
pozostawić do fermentacji
niech leżą w zaciszu
może kiedyś będą smaczne

***

z żywego drzewa
posypała się
miała różany smak
zapach jutrzenki
nakarmiła swą kruchością

czekoladowy
pochłaniałeś jak żywioł
głodne myśli
odmierzałam dotyk
centymetrem twojej skóry

roztargniony wiatr
połamał naszą rozkosz
z ust wyparowała słodycz
pozostała tylko wzruszona ziemia

Anioł stróż

zobaczyłam Anioła
zmieniającego równoleżniki uczuć
pomógł mi dając przebaczenie

uczyłam się długo
otwierać spróchniałe ramy
zaniedbałam je
gonitwą powierzchowności
bez przesiadek na chwile razem

Anioł znikł za rogiem
nie dopowiedział dobrej rady
było za późno go gonić
może uchwycił serdeczny uśmiech
w lustrze wystawy
po drugiej stronie

***

cudzołóstwo
jak fosfor z kości jesteś
centymetrem zbliżeń
rano przypominany rachunek sumienia

powrócisz przynależeć do miejsc
o nich masz we krwi
nic nie wiedzieć

abyś tłamsił brednią na siłę
zarys mnie samej
czekam powrotu wymyślonej wojny
przemiennej w miłość

***

przepłyń mnie po palce i pięty
piach się będzie wrzynał aż do szczytu

mam mokre włosy i długość na twoje dłonie
dość miejsca na intymność

nim sękatą prawdę postrzępisz nicością
wykąpię się w martwych wodach

24 marca 2008

No weź mnie wreszcie wytnij!

Wytnij mnie!
Nie chce być już w Tobie,
no wytnij mnie ze swoich
snów,
stanów lękowych,
nieprzespanych nocy,
bałaganu w szafie,
cząstek powietrza nad tobą,
dotyku, którym mnie brudziłeś!
Usuń mnie wreszcie!

Ciche pomrukiwanie...
Kopiuj, wklej, kopiuj, wklej, kopiuj...

23 marca 2008

- Jak to jest być kobietą ?– zapytała.
- Raz w miesiącu przez kilka dni wydalamy coś, o czym nie do końca mamy pojęcie. Prawdopodobnie co najmniej raz w życiu kobieta doświadcza nieludzkiego bólu rodzenia. Niektóre z nas są bite przez mężów i gwałcone przez okrutnych, chorych mężczyzn, jesteśmy napadane i okradane. a tak naprawdę to kobieta jest być fajnie. kobiety są subtelne, delikatne, mądre, ładne, opiekuńcze, często nieporadne, zgrabne i lubiane, kobiety są niezrozumiale i tajemnicze. Uwielbiam być kobietą, bo jestem mała, czasem słaba, niekiedy piękna – odpowiedziałam...

17 marca 2008

wyjęte z samego dna szuflady

Po dwóch głębszych
i setce niedopalonych papierosów,
siadam na podłodze,
wyjmuję farby i liczę kolory,
a każdy sen przetacza mi się
przed oczami,
błogo ogarnia mnie stan
namiętności...
rozpaczliwie rozlewam farby,
poszukując tej jednej,
na próżno... wszystko się miesza,
jakieś wyjście z całości
niepoukładanych szmerów?
o jest!
znalazła się!

Pustka.

15 marca 2008

Nie każ.

Głupcy z krainy wojny nie wiedzą
co to strach.
Śniade oczy mają.

Komuniści rozmienili świat
na drobne.
Swe żniwo orają.

Niespełnieni filozofowie szukają
sensu śmierci.
Ucieczki wołają.

Och, utopienie totalne
wojny nosisz imię
i płaczesz.

Hitlerze, nie każ nam patrzeć.

Antidotum

Krzyki, krzyki
dusza nie może już płakać
żegnaj
zachorowałam
na miłość
antidotum sprzedali szatanowi
nie odda
a ja cię
...kocham
nie wiem
kocham?

Niemy krzyk
oczy
strzały z rzęs
przerażenie
proszę obudź mnie

13 marca 2008

Wróć mi

idę choć nie wiem po co
biegnę a nie wiem czy drogą
śpiewam choć pole puste
a niebo szare nieprzecięte żurawiami

chodź tu
wróć mi

chcę
ciebie
dotknąć

12 marca 2008

Metaforyka myśli

burzy całą koncepcję,

Mnie?

I nie wiem już o co chodzi

Bliżej mi do natury niż

zwierzęciu stadnemu

co wiernie za przewodnikiem

podąża...

Głaszczę żółte tulipany,

żal mi ich,

Zwiędną.

Dotykam suchej ziemi

za stara,

Zadepczą.

Rzucam do wody zapisany,

suchy liść,

a na nim nabazgrane marzenia,

wspomnienia i czas

Odpłynie na zawsze,

beze mnie.


Bo ja nie idę...

nigdzie.

9 marca 2008

Zemsta bywa słodka
choć sączy truciznę
będę pluć jadem
który we mnie wsączono
zginiesz od własnej broni
nie powinnam wybaczać
i choć chcę tego nie zrobię
odpłacić
pięknym za nadobne
to za mało
przyjaźń jest rzeczą najcenniejszą
a kto nią gardzi
niech drży przed gniewem losu

Od dawna umarłe
krąg potępionych
funkcjonujemy
ale
nasze dudze dawno umarły
to co miało być cudem
zniszczyło je
te kobiety
te dziewczyny
ich serca
są już martwe

8 marca 2008

nie ma świata dla umarłych
bo są na ulicy, w parku
suną cicho lub szurając
po szarawym, śliskim bruku
chociaż krew ich popielata
choć na twarzy pajęczyny
z naszych ulic już nie znikną
będą się wciąż po nich włóczyć

7 marca 2008

Epilog

sejsza podmyła mi stopy w sandałach nad brzegiem adriatyku

Krajobraz krótkowzrocznego zatacza koła.
Popiołem sypnąć w oczy- błachość nad idiotyzmem.
Krok, za krokiem.
Słowo, po słowie.
Na klęczkach doznaje olśnienia,
a w dloni mam klepsydrę ze stali, bez piasku.

Ojcze Mój który mnie chciałeś gościć w niebie
Święte imie twoje któryś królestwo swoje
otworzył
Wola twoja tu i na ziemi
Chleba własnego codziennego nieszczędź mi dzisiaj
i zapomniej mi moje winy
mimo iż ja winowajcom wciąż wypominam
odwiedź mnie od pokuszenia
i zbaw przed ciemnością
Amen


Mimochodem leżąc w rowie żałości,
kalam swe dłonie o sztormy potoku.
Wybaczcie, trawy i słońce.
Wybaczcie chwile i wspomnienia.
Krok za słowem.

Szanowny Panie D.

Szanowny Panie D. Jak pan to robi?

Jedno spojrzenie tych zdradliwych oczu i już uginają się nogi.

Za pańskim głosem pójdzie każda z nich.

Zmieniasz je jak rękawiczki, przecież nie będziesz żył jak mnich.

Ale jedno gnębi cię bo…

nie możesz jej mieć.

Żadna z twych sztuczek nie skutkuje, bo dla niej ty i tak równasz się śmieć.

Wszystkie skoczą za Tobą w ogień, a ona mówi tylko „Idźże z Bogiem”.

Ta zdobycz na pewno łatwa nie będzie,

to sztuka misterna niczym Jezioro łabędzie.

Och Panie D.

czyżby wciąż nie udało się?…

Gdzieś na krańcu świata

Na krawędzi życia

Czai się myśl- niewyjawiona tajemnica

Ktoś długo czeka by uzyskać odpowiedź

Czeka na wzajemność zaciera ręce ze zdenerwowania

Lecz myśl ciągle pozostaje na krawędzi

Nie schodzi nawet o krok ze swej drogi

Krąży nad przepaścią

Nie wiadomo czy spadnie i ten ktoś się nigdy nie dowie

Czy może powie jedno krótkie zdanie

Tak, kocham Cię

Stół z krótszą nóżką kołysze się na boki

ma nadzieję na lepszy początek

wytrzymuje ciężar mych myśli spisanych na kartce

wzdycha, gdy ma już dość

wtedy odchodzę, daję mu odpocząć

od trudów życia codziennego

pewnego dnia reperuję nóżkę

by łatwiej mu było znieść to wszystko

i pozostawiam w błogiej nieświadomości

tego, co dzieje się naprawdę

Czarne Anioły

Rockowe Anioły wędrują przez moje sny

Ostro zacierają ślady ostatnich zmagań na placu boju

Ich czarnowłosy przywódca zagląda w każdą szufladkę

Tej zawiłej układanki

Wszystkie długowłose i piękne jakby nie pasują do samej właścicielki

Czarne Anioły bronią przed parzącym deszczem

Najmniejszy z nich zaskakuje swym sprytem wrogów

Rockowa muzyka zagłusza wszystko co niepożądane

Słońce zachodzi w południe gdy zjawiają się Czarne Anioły

Nie wiadomo co myślą ani kim są

Nikt nie odczyta uczuć z ich twarzy

Mocne dźwięki gitary leczą choć na chwilę

Ciemne pióra latają w powietrzu niczym ochronne zaklęcia

Rockowe Anioły mają miecze

Na rękojeści kamień onyksu rubin i kocie oko

Nie boją się widoku krwi

Poruszają najistotniejsze sprawy

Rzucając się na pożarcie

I zawsze wychodząc cało z potyczki

w gwiazdozbiorze siódmym

na niebie u sąsiada

schowała się jedna dusza

moje szalone ja

zawędrowało aż tam

w gęstym od śmiechu świecie

odstresowuje swoje zmęczone kończyny

robi pedicure i barwi na nowo półprzezroczyste skrzydełka

by mieć jeszcze większą siłę przebicia

pudruje nosek brudząc przy tym lekko kołnierzyk

związuje włosy

pije bezsłoneczny półksiężycowy wywar i w pełni odmłodzona

wyrusza znów w świat

gubiąc po drodze jeden z turkusowych kolczyków

Czarne paznokcie

Pomalowane na czarno paznokcie

stukają w blat

zegar uporczywie wybija godziny

czas goni myśli po bezdrożach wszechświata

jedna z a druga mijają bezcenne sekundy

świerszcz gra za oknem

jakby nie zdając sobie z niczego sprawy

szyderczo uśmiechnięty Księżyc plotkuje z Gwiazdami,

o tym, co znów wymyśliło Słońce

a właścicielka czarnych paznokci

wciąż niecierpliwe wyczekuje na kogoś,

kto może nigdy nie przyjdzie

6 marca 2008

Zbuntowała się

Zbuntowała sie
tańczyła na deszczu w letnie popołudnie
biegła przez miasto z butami w reku
pila sok gdy nie wypadało
przeciw wszystkim prawom sztywnego świata
całowała go na powitanie i na dowidzenia i na zawsze
miała różowe włosy i czarny sweter
w zielonych oczach paliły sie iskry
przeciw niesprawiedliwości i osądom
nie chodziła do kościoła i modliła sie do wielu bogów
grała w karty z nieznajomymi gośćmi
uśmiechała sie do siebie probując poznać przyszłość
wróżyła z liści idąc na kawę

Kochana

Nie płacz
nie masz za czym
szkoda czasu na twe łzy
otrzyj oczy kochana
i uśmiechnij się do mnie
nie wiadomo ile nam zostało chwil
nie myśl o nim
to kiedyś minie
nie czekaj
książęta dawno wymarli
ciesz się życiem
póki masz czym

Życie kliniczne

Idealnie prosta linia
bez żadnych drgań
tętno jednolite
czynności życiowe ustabilizowane
jako tako
oddycha bo musi
je bo kazali
wszystkie te odruchy naturalne
oczy wpatrzone w jeden punkt
wieczny spokój
zaprzedała duszę diabłu
może komuś przydadzą sie jej organy
szkoda marnotrawić pod kołami
choć serce i tak na nic sie nie zda

Bezsenność nęka zmęczonych
każde uderzenie serca niczym cud
zraniona
na krańcu noża
z duszą na dłoni czeka
idzie na zwłokę
tchórz
połknij w końcu te cholerne tabletki

Nierealia

Nie czuję
nie oddycham
z dala od świata
od twego świata
pogrążam się w marzeniach
znów gonię sny
ten nierealny świat to jedyny
jaki teraz mam
czekam choć nie wiem na co
przecież szczęście przed chwilą uciekło

Królik z klapniętym uszkiem
patrzy z politowaniem
przyjaciel od lat
pachnie pięknymi chwilami
i tobą
i przenikają go łzy
szkliste szafirowe oczy
kryją niejedną moją tajemnicę
ale czy dobra to ty?
wtulam nie chę go wypuścić
z rąk
zasnę z nim
niczym małe dziecko ukryta w poduszkach
z jego uszami na policzku
uronię trzy łzy

Nie mogła już dłużej znieść bólu
chciała zostać aniołem
wybaczyła wszystkim nim
zamknęła oczy
Bóg jednak nie chciał jej wśród swych sług
nie trafiła do bramy piotrowej
zeszłą do najgorszego z piekieł- życia
zapomniała o dawnych błędach
i swą historię zaczęła od nowa

Gardzę sobą
nie chce się znać
na stosie leżą moje winy
obok twoje
nie tylko ja jestem winna
serce wyrwane z piersi leży na podłodze
do niedawna jeszcze biło
dziś patrzy zapłakanymi oczyma
tylko moje serce płacze
ja już nawet tego nie potrafię
dość kłamstw
złamanych obietnic
na stole garść tabletek
które mogą zabić
zaraz je połknę
i po sprawie

Wciąż kłamiesz

Mówisz, że mnie kochasz - łżesz
nie żartuj sobie ze mnie
może pożądasz
może lubisz
choć i to podlega dyskusji
jesteś człowiekiem
nie możesz kochać
co najwyżej siebie
taka miłość nie istnieje
to tylko kolejny wymysł
a to co było
to tylko zabawa
sen
który trwał zbyt długo

Dziś

bez śmiechu
bez łez
bez litości
bez uczuć
bez serca
z jednym celem
bez skrupułów
żądna zadośćuczynienia
dostanę to, co chcę
nie ważne
jaką cenę przytjedzie mi płacić

Panu P.rzeznaczenie

Jestem przyszłym mordercą
bój sie mnie uciekaj
zabiję w afekcie
choć z zimną krwią
za wszystko co zniszczyłeś
nie lękam się kary
to co mi grozi jest niczym
w porównaniu z tym co mi uczyniono
pragnę krwi
żądam zemsty
nie można cofnąć czasu
ale można czas przyszły
zamienić w piekło