29 lipca 2008

Imć mój panie, jakom obiecała, toć jeno lyteracka fikcyja ( albo rym do "w zbożu")

nie wiedzieć co gorsze zborze rzepak czy niebo nad nami
a łąka w oddali porasta chabrami
jeden we włosach pamiętam to tak oczywiście
choć nie to tylko mrówki i suche liście...

i zarumieniły się od słońca lica
kochanie nie proso toć chyba pszenica...
i szliśmy tak wbrew grzęznąc po kolana
a obok szła łąka chabrami zasiana

i byśmy tak chyba szli do nocki ciemnej
gdybyśmy nie stanęli na miedzy jesiennej
miedzą byśmy szli nie zważając na nic
aleśmy dalej trójpolówką gnali

nie zmorzyło nas nic a słońce grzało
a myśmy szli dalej od kolan po ciało
zatopieni w przyszłym chlebie co dopiero wzrasta
kołysały się kłosy bez jednego chwasta

aleśmy doszli dzielnie bohatersko
wzdłuż lasu tą cienką zieloną kreską
i leżąc tak obok siebie na leśny łożu
szukaliśmy rymu do frazy "w zbożu"

27 lipca 2008

gotyckie odrzwia skrzypią w takt dzwonom
w rozetowym świetle klęczymy

któryś jest Boże bo być musisz
bądz jak błagamy

my w modłach o spokój
litaniach o wiarę
podzięce za siłe

któryś jest Stróżu lecz czasem zawodzisz
bądź jak błagamy

gotyckim oknom dośpiewa slońce
tyle ile nam głosu zabraknie od śmiechu

oddychaj
i tylko oddychaj
we mnie mną i przeze mnie
i uwierz
oddam ci siebie
zaufaj
nabiore tlenu dla dwojga

już się nie boje
nie czuję się nikim
już więcej nie łaknę
nie czuję się nikim

od dziś będziemy pływali po łąkach

Nie jestem julią

nikt nie umrze z miłości do mnie

nie napisze poematu co przetrwa wieki

nawet nie wyzwie na pojedynek by chronic mej czci

to inne czasy

inni ludzie

to nie bajka

tu nie ma rzeczy idealnie białych

Ale ja chcę

chcę załozyc starą suknie

i utonąć w czyuchs ramionach

25 lipca 2008

*** ( każdy tytuł byłby równie banalny jak treść pod spobem, ale ja nie znam jezyka ani słów w które mogłabym ubrać inaczej)

i te słowa co nie dotknęły papieru
porwane w białej burzy gdzieś jak najdalej
na sam koniec północy

powtarzam w myślach zanim zasnę na dobre
pogrążona we wspomnieniu twoich rąk
w cieple jakie mi zawsze zostawiasz a którego
nigdy nie jestem w stanie zrozumieć

i tak bardzo koi myśl - ona pojawia się tylko czasem
myśl tak lekka jak okruch światła w moich włosach-
że tobie tak samo brakuje tak samo tęsknisz

nie musisz mówić - ja bede wiedziała
tą nocą którą zasnę przy tobie pierwszy raz
barwą tej nocy pomaluję rzęsy
i tak nas położą gdzieś razem w drewnie
a szum liści przed ziemią bedzie szeptał jak ja dziś
- Dobranoc kochanie. Jestem.

wiatr zdmuchnie ostatnią łzę

nuta głowy
nasz dom pod paryżem nad ranem mnie zbudzisz nie wstanę bez ciebie bo po co
nuta serca
wiatr włosy mokre od deszczu próbuje rozplątać lecz słaby jak my związani tak silnie
nuta bazy
od śmiechu do płaczu i szczescia w lamencie i razem nurzajmy się w życiu

pachnidło
korzennym zapachem prawione
i ty
i ja
i ty

23 lipca 2008

Zimistrz III

mam dla ciebie płatki śniegu
topniejące od westchnienia
popatrz proszę jak wirują
w zimnym tańcu nad twą głową

mam dla ciebie płatki śniegu
małe kruche delikatne
i są wszystkie identyczne
z uwiecznioną twoją twarzą

22 lipca 2008

Tylko nasze

nasze usta są niebieskie
ciemne jak styczniowa noc
a ich dotyk jest jak śnieg
miękki łzawo delikatny

nasze oczy są jak kwiat
najpiękniejszy bo nieżywy
cztery płatki jak powieki
przymykają się na sen

nasze dłonie są już razem
i splecione po wsze czasy
mienią się w miesięcznym blasku
tak srebrzyście oszronione

27 dni temu

zasnęłaś dwadzieścia siedem dni temu
chcę być tutaj i wciąż głaskać
twoje śmiertelnie gładkie policzki
czuć skrzepniętą krew pod nimi
chcę cię pytać jak mnie kochasz
i nie uciec kiedy wstaniesz
kiedy śmiejąc się odpowiesz

Zimistrz II

nie widzisz mnie

ty
mnie
wiesz

wiem że cię nie złapię
że przelejesz się miedzy moimi palcami
zatańcz ze mną odrzuć oczy i widzenie
poczuj rozkoszne kostnienie na czubkach palców

i czerń swoich paznokci zatańcz ze mną
zobacz z przerażeniem że stoisz w śniegu boso
a twoje stopy stają się lodem zatańcz ze mną
daj mi wyrysować blade linie na twoim ramieniu

zatańcz ze mną
ze swoim zimistrzem

14 lipca 2008

Apel do straconych

I na co czekałeś
myślałeś że wyzna ci miłość
muśnie po twarzy
że znów będzie słuchać
jakby to się kiedyś ziściło
zawiodła cię twa intuicja
naiwność wygrała
możesz teraz płakać za mną bo nie wyznam ci już miłości
nie raz słyszałam te słowa
w niejednych ramionach
mogę mieć wszystko co chce
a ty nie znasz żadnych wartości
za pieniądze kupisz ludzi
ale nie kupisz ich prawdziwości
możesz grać na zwłokę
za późno na jakieś manewry
nigdy czas nie był odpowiedni
nie dla takich jak ty
ludzie podobni mi

dziś a może jutro
czyżby nie wczoraj
na ścieżce z ambrozji
kwiatami skropiona
ujrzeliśmy się
chwila okamgnienie
wieczność
mimo nieudanych dni
zdążyłam na pociąg

Wejdź w nasze dni

rozkołysz
rozkołysz mnie jeszcze raz
wrzuć w słońca brzask
tańcz ze mną do utraty tchu
wrzuć w płomienie nieścisłości
spal przyszłe łzy
okłam świat by przybyć tu
rozlej białe wino na moja koszulę
tylko ty

7 lipca 2008

Czas następny.


Niczym martwe drzewo,

Jestem niegodzien by u waszego boku stać...



Jednak stoję jak nigdy dotąd

w zbroi płomieni

z mieczem

splamiony błękitną krwią poezji

skapując na trawę wydaje owoce światu…

rana pozostanie jednak na wieki…

Wyjaśnienie...

Leży czarny zeszyt
warstwa kurzu spowiła go,
pisarz zawiódł...
odłożył broń...
zacisnęła się lina...

Bajka o łódce.

Był kiedyś chłopak, który mieszkał nad jeziorem. Jego rodzice wynajmowali pokoju letnikom. Chłopaka nigdy specjalnie nie interesowało, kto śpi na piętrze. Aż do tego lata.
Wczasy nad jeziorem spędzało małżeństwo z córką w wieku chłopaka. Dziwił się on, że mimo pięknej okolicy i pełnego rozrywek miasta, dziewczyna wciąż przesiadywała sama w swoim pokoju.
Któregoś dnia siedział na molo, mocząc stopy w letniej wodzie. Usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył dziewczynę. Ona usiadła obok niego, milcząc.
- Podoba ci się jezioro? - spytał, niezbyt wiedząc, jak zacząć rozmowę.
- Nie - odparła, nie patrząc na niego. - Jest niespokojne.
- Taka dzisiaj pogoda. W nocy będzie bardzo spokojnie.
- Chcę to zobaczyć - powiedziała z nutką melancholii.
Ciągle patrzyła przed siebie.
- Jak chcesz, możemy o północy pójść na spacer.
- Dobra.
- Będziesz mogła wyjść?
Widocznie mogła, bo kiedy przyszedł, już na niego czekała. Miała rozpuszczone włosy, ciemnozieloną sukienkę na sobie i starą, zniszczoną książkę w ręku. Światło księżyca błyszczało w śladach łez na policzku.
- Coś się stało?
- Czy chciałbyś spełnić moje trzy życzenia?
Bez słowa odwiązał małą łódkę od mola i pomógł dziewczynie usiąść. Potem chwycił za wiosła i powoli, jak najciszej, wypłynął na środek jeziora. Było nieskończenie ciche i gładkie jak oliwa.
Dziewczyna szepnęła mu swoje pierwsze życzenie.
Chłopak dokładnie podzielił jej włosy na trzy pasma i splótł je w warkocz.
Dziewczyna szepnęła mu swoje drugie życzenie.
Pocałował ją w czoło, w dołek na szyi, w usta.
Szepnęła trzecie życzenie.
Nad ranem łódka przybiła do brzegu. Siedział w niej chłopak. Obok niego leżała stara, zniszczona książka.

1 lipca 2008

Władca pierścieni - In dreams

Kiedy przyjdzie mroźny wiatr,
zmieni dzień w bezgwiezdną noc
i w przyćmiony słońca blask.
Tak wyjdziemy w gorzki deszcz.

Ale w snach
wyraźnie imię twe słyszę
I to w snach
znów się spotkamy

Kiedy wyschną wody mórz,
przyjdzie koniec gór i dni
i usłyszę w mroku głos
wzywają mnie
więc będę szedł
i wrócę tu

___
Jak ktoś się uprze, to może to zaśpiewać, rytm i akcenty zachowane :D