28 maja 2008

Wstecz

Drugi rok, trzecie piętro. Wszystko pierwszy raz.
Półki, parapety, nastawiałam za ciebie budzik.

Po nieprzespanej nocy klucz poruszył
dźwiękoszczelny korytarz. Wróciłeś.
Oczy zupełnie inne, twarz przekrwiona
zabawą w życie jest piękne.

Potem kilka razy w barze. Koledzy
o wiele bliżsi im bardziej do śmiechu.
Wszystko na stole i każdy mógł się częstować.

Potem zwiedzałeś klatki i piwnice.
Świat igieł, poszarpanych żył, pustych fiolek.
W ten ostatni raz zapomniałeś nawet
otworzyć oczy.

Drugi rok, trzecie piętro, w donicy rośnie paproć.
Już niepotrzebne. Wszystko pierwszy raz.

Las

biegnij do drzewa. wilkowi husky starczy
na rozbieg i zawrócić.
daję ci nieodległą przestrzeń
z czapą na gałęzi świerku, z trzaskiem każdego kroku.
trzykrotnie ważą się wypowiedziane słowa.
w wokół nas, coraz dalej, jest ciszej.

Nowy Jork

Tylko widzenie

W rynsztokach cienie i cierpi się na amnezje.
Nadstawiają dłonie bełkocząc historie
nad osmaloną beczkę z grzańcem.

Miasto
z wystarczającą ilością tlenu
Nikt nie nazwał kolebką trąbki i jazzu.

To kolejny atrybut bez którego by nie istniał.
Przebija go wieczorny tasak ostrzem cekinów.
Warto stać po drugiej stronie mostu
żeby pomilczeć.

27 maja 2008

"Czytając"

Chciałbym się zamknąć w ścianach Twoich powiek
i czytać między wierszami rzęs, może bez końca
przesuwać palcami mojego spojrzenia po tęczówce
bez początku, bez końca, idealnie jak koło horyzontu

Chciałbym czytać Cię od deski do deski, jak twarz
ukryta w dłoniach czeka na odkrycie banalnego
pieprzyka znad ust nie można zapomnieć, o nie.

"Wylew próżni"

Zatamuj proszę ten wielki wylew
we mnie wewnętrznej próżni
jak przepaść pomiędzy nami
odległość wyciągniętej dłoni
a jednak tak daleko, tak daleko
Zastanawiam się jak by to było
gdybym nagle znalazł wszystko
czego tak uparcie szukam od lat
czy znalazłbym tę prostą odpowiedź
kim dla Ciebie jestem, kim byłem
może kim mogę być, może kim będę
Stań proszę obok na odległość
wyciągniętej w przyjaznym geście dłoni
i nie zadawaj proszę pytań, bądź
po prostu bądź przy mnie, obok
w niezauważony sposób, jak powietrze
żebym mógł oddychać pełną piersią
bez strachu, że zaraz się uduszę,
bez obawy, że wszystko się skończy
z szerokimi źrenicami, pozwól mi
chciałbym łapać świat, nas dwojga.

26 maja 2008

Blyant

Zanurzę ból swój prosty
w dławiąco gładkich ramionach,
tak znajomych, a nie moich.
Bez jednej rany skonam.

Nie wspomnę barwy oczu,
nie szepnę imienia skrycie,
nie będę z czasem walczył.
Spóźniłeś się o życie.

A po tej ckliwej wróżbie
wzdycham, siadam na krześle
i bazgrząc w zeszycie ołówkiem
imię twoje wymyślam.

25 maja 2008

Jestestwo

Dedykowane K.

ja jestem tu

ty jesteś tam

on ona ono jest daleko

my jesteśmy razem

wy jesteście osobno

oni one są nieosiągalne

ja będę z tobą

ty będziesz ze mną

on ona ono będzie samo

my będziemy walczyć

wy będziecie dodawać nam sił

oni one będą przegrane

ja byłam jestem i będę zawsze

z tobą razem

choć z dala od siebie

niepozorna lecz silna nić przyjaźni

nie rozerwie się przez odległość

ja jestem tu

ty jesteś tam

nawet wtedy słyszymy siebie

połączonych dusz nie tak łatwo rozerwać

prawdziwa przyjaźń nigdy nie zginie


23 maja 2008

Zabierz mnie
zabierz mnie daleko tak
odjedźmy w nieznany świat
włóż w me włosy wiatr
zaśmiej się jak ostatnio
beztrosko tak
i zgińmy zagińmy razem
spadając z urwiska na motorze

18 maja 2008

07:10

promienna warga rozgrzana pierwszym spojrzeniem
źrenica skurczona do granic bojaźni
lecz sercem odważna jak człowiek przed zejściem

detonacja tęsknoty


uczuciem
o którym piszą poeci

widziałem dwóch ludzi
w uczuciu
o którym piszą poeci

Zgubiłam pantofelek na twoim podwórku
straciłam tyle chwil by go odnaleźć
przed tobą
motyl skrzydłami połaskotał
mnie po nosie
i znów wywołał żarliwe łzy
oddaj ten bucik
z kokardką na czubku
nie będę już tupać
na twym podwórku
chyba że zawołasz mnie Ty

Wyznania Jakuba

Nauczyłem sie nienawidzić
dzięki tobie
pokazałaś co to znaczy ból
bawiłaś się mną
i nie dałaś nigdy miłości
choć wzięłaś moją
trzy lata temu okłamałaś mnie
zostawiłaś na pastwę losu
teraz chce byś powróciła
lecz czy to dobry pomysł
czy historia sie nie powtórzy
-Przepraszam ukochany
powiedziała Margaret

17 maja 2008

piekarnik bez ognia bucha gazową zagładą
nie myśl że jesteś jedyny w tym letargu
tłumy właśnie teraz światło gaszą

deszcz
zwiastuje
nostalgię

chodnik wymyka się spod stóp
dłonie spocone puszczają smycze umysłu
meteoryty biegną wprost na nas

deszcz
nakazuje
sen

Tam, gdzie ty i ja
Świat, który nie ma wad
Za zasłoną pluszowych poduszek
14 dnia miesiąca
uciekliśmy
zapomnieliśmy
znaleźliśmy się
i znów twój oddech w kwietniowy poranek

14 maja 2008

Chodź tu chłopcze
usiądź na mej dłoni
nie lękaj się
wciąż tu jestem
nie odejdę
najpierw nauczę cię grać na harfie
przytul sie tak jak wczoraj
nie pytaj gdzie uciekłam
nie zniesiesz odpowiedzi
och jak ja lubię gładzić twe włosy
w których czuje powiew wiosny
tęsknie za chwilami w wiklinowym fotelu
zdarzają się tak rzadko
nie chcę sie dzielić na części
a potem ukrywać je po kątach
wtul sie w mą dłoń ukryj się
ochronię cię przed wszelkim złem
jestem twym Aniołem Stróżem
choć czasem mylisz mnie z czartem

Umarłam
Nie wspominaj o TYM
nie ma sensu budzić umarłych
jestem strażnikiem
mój podopieczny może sie nie martwić
trup który bronic własnego mordercy
ciekawa kombinacja
nie rań mnie i tak nie potrafisz tego zrobić
tej mocy nie ma już nikt
nikt oprócz Niego
Och utul mnie w swych ramionach
Aniele śmierci przybądź po mnie
czemu wciąż
odwlekasz tą wizytę?
Oddajcie mi mój sztylet!
przebiję sobie serce by tu już nie wracać
ale nie mogę
muszę zostać
zostać i spełnić swą misje
bo sama sobie nie wybaczę
Nie dopuszczę do zniszczenia skarbu
do zranienia choćby właściciela
choć nie mogę schować go w najciemniejszej jaskini
i napawać sie widokiem
muszę oddać go innym
ale nadal trzymać pieczę
ale jak to jak
trup z bolącym sercem?

13 maja 2008

Tak nie powinno być.

Nie umiem już płakać. Łzy są zbyt błahe, zbyt proste. Już nie wyrażają tego, co trzeba.
Kilkoro dzieci stąd nie powinno żyć. W tym także ja.
I chociaż czasem jesteśmy inni, jedno nas łączy. Mali dorośli. Tak nie powinno być.
Siedmioletnie dzieci, które wiedzą o zagrożeniu życia. Tak nie powinno być.
Tak nie powinno być...

Tak nie powinno być.

Nie umiem już płakać. Łzy są zbyt błahe, zbyt proste. Już nie wyrażają tego, co trzeba.
Kilkoro dzieci stąd nie powinno żyć. W tym także ja.
I chociaż czasem jesteśmy inni, jedno nas łączy. Mali dorośli. Tak nie powinno być.
Siedmioletnie dzieci, które wiedzą o zagrożeniu życia. Tak nie powinno być.
Tak nie powinno być...

12 maja 2008

***

Tysiące razy zamierałam ze strachu.
Tysiące, nie miliony.

Co czują ci, którzy umierają?

***

Nie możesz ze mną iść.
Tysiące myśli, to boli.
A Ty nie możesz dalej ze mną iść.

11 maja 2008

Zagrałam na skrzypcach. Dziś. Tylko dla Ciebie. Po raz pierwszy i ostatni na skrzypcach z alabastru. To wszystko dla Ciebie mój ukochany, za to co dawałeś mi. Nigdy nie zapomnę blasku księżyca i płatków róż, którymi obsypywałeś mą twarz. Spij krew z mych ust, nasyć się nią. Jesteśmy wampirami, Noc naszą matką, ojcem Mrok. Nic nie zatrzyma nas, niezwyciężeni. Zaspokoimy się tylko swoja miłością. Nieśmiertelni na wieki razem.
Twój głos ukoi każdy lęk. Gram na skrzypcach, wciąż- prosiłeś mnie o to. Daj swą dłoń, niech purpura popłynie. Ulećmy razem w noc, zabierz mnie tam znów, gdzie słychać szelest ust.

kłosy

kiedy idziesz
nie muszę patrzeć
wiem oddech twój ubarwia kłosy
stoję pod drzewem chowam się
tak będzie dłużej
nikt nie powie że to dziecinne
słońce stopniało leniwie

zatańcz proszę


Eilera - Ambiguity

9 maja 2008

*** ( cicha impresja bez tytułu spowodowana cudownym zapachem bzu i jaśmnu, skelcona na prędce pod koniec lekcji matematyki)

cichym wiatrem twoich rąk
płatkiem warg
miękkim miękkością jaśminu

zapachem tak lekkim
że tylko muska skórę
po wewnętrznej stronie łokcia
i na skroniach

na woskowych opuszkach palców
cienkie linie
negatywem odbite na mojej skórze
plasterki naskórka jęczą cicho

dotykiem

Sprawa czysto organizacyjna

w kopiach roboczych jest już prawie kompletny scenariusz oprócz czterech wierszy, które zostały dodane potem. ale to chyba nie problem, mam nadzieję, bo we wtorek dodamy.
można się z nim zapoznawać ( oczywiście tylko ci, którzy znają hasło na bloga. cała reszta może być wielce zażenowana pojawieniem się takiego posta co to nikt nie wie o co chodzi. no cóż...:)

5 maja 2008

nie ma Reymonta
liście herbaty schną w czarnym kubku
pachnie bergamotką brak ciebie
nie słyszę twoich kroków na schodach
nie szkodzi
wiem że się skradasz
wchodzisz bez westchnienia drzwi
do pokoju zalanego czekaniem
i nachylasz się do mojego ucha
szepczesz

przepraszam
na Reymonta był korek

Po wielu wysiłkach i bólach...

A więc nareszcie mamy scenariusz na Nasz Własny Spektakl.
wszystkich zainteresowanych, a zwłaszcza aktorów ( nie będę wymieniać z nazwiska, oni wiedzą, że to do nich:)) proszę o wstawienie się we wtorek 6 maja na warsztatach. zaczynamy pracę pełną parą!

Nie płacz Juseppe
rzekła Julia
szkoda twoich łez
zbyt mało mamy czasu na nie
będzie pięknie na wzgórzach Irlandii
tylko trochę cierpliwości potrzeba
wyczyść okulary z tej sadzy
wsłuchaj sie w ptasi śpiew i rytm drzewa
zatańcz ze mną na zielonej łące
bądźmy boso
i złammy zasady Savoir Vivre
kochałeś tak jak powinieneś
nie ma zlej miłości
popełniłeś błędy po to
aby się czegoś nauczyć
pamiętaj że czas ucieka
ludzie znikają szybciej niż myślisz
na obłoku biegnie świt
ogień igra nim
znajdź piękno w świecie
zatancz dla mnie Juseppe
rzekła Julia z łzą spływającą po policzku

4 maja 2008

moje małe
wewnętrzne dno
ryczy że rosnąć by chciało i wylać

pod płucami
czasem słychać
żyje inne obce stworzonko

powiedz mamie
że nie wrócę przed obiadem
zabrałem bochenek chleba i słowa

stworzonko słabnie
karmię je tym co mam
w Krakowie wiele bezdomnych serc

żona rybaka

Emiliana Torrini - Fisherman's Woman

udaję że jestem dobrą żoną rybaka
jak matka Anny Inguinn
gladiatorka żon wszystkich rybaków
łatwiej mi tak o tobie myśleć
na morzu gdzie będziesz jeszcze cały miesiąc
ciężko pracując każdego dnia
skóra twoich dłoni pęka z zimna i soli
a w nocy kiedy leżysz w łóżku
próbujesz zasnąć słuchając oddechu łodzi
oddechu łodzi
i możesz myśleć tylko
możesz myśleć tylko o mnie
czekającej na ciebie w oknie
z najbledszą szminką na ustach
jak Anna czeka na swojego męża
jak się nauczę
poczekam

Pieśń o utracie błękitu

N
a początku bały się siebie. I to nie tylko Filonowie kilkakrotnie większych Elfów, ale Elfy maleńkich Filonów. Poza tym nie bały się niczego innego. Czemu miałyby się bać łagodnie poruszających się traw, wielkiego, ale zupełnie nieruchomego drzewa? Wszystko to było miłe, proste.
Mówi się, że pierwszy elf miał na imię Njum. A jego żona zwała się Sila. Kiedy zeszli z drzewa i pierwszy raz stanęli na chłodnej trawie, był zmierzch. Cichy i przezroczysty. Patrzyli na zapadającą się w wody Gwiazdę Wielką.
- Patrz – powiedziała Sila, patrząc na otaczające ich ciemności. – Wszystko znika pod tym czarnym płaszczem. Czy my też tak zginiemy?
Rzeczywiście, powoli ciemność wypełniała świat i nic nie wskazywało, żeby coś miało się przed tym uchować. Wyspa umierała.
- Krótkie było nasze życie – powiedziała łamiącym się głosem i wtuliła mokrą twarz w jego chude ramię. Ale on jej nie pocieszył, tylko zamarł, patrząc w przeciwnym kierunku.
- Tam wstaje nowa gwiazda. Chodźmy do niej.
Nowa gwiazda była piękna, mimo iż nie dawała nawet w połowie tyle światła co Stara Gwiazda. Njum i Sila poszli w jej kierunku. Jednak nie dotarli do niej. Nie wiedzieli, jak daleko wynurzyła się ona z wielkich wód, jak ogromna jest i jak nieosiągalna.
I nigdy się tego nie dowiedzieli. Niewiele się do niej zbliżyli. Na drodze stanęła im Rzeka.
- Rzeka jest piękna – powiedziała Sila, zanurzając w wodzie pokryte kwiatowym pyłkiem stopy. – Ale bezmyślna. Nie trapi jej to, co będzie kiedyś. Wybiera łatwą drogę.
- To źle? – spytał Njum.
Sila zmarszczyła czoło. Myślała.
- Nie zawsze. Może to być znakiem słabości albo siły. Nie wiem, jak jest z tą rzeką.
- Spytajmy.
Ale rzeka im nie odpowiedziała, tylko bezmyślnie pluskała wśród nadbrzeżnych kamieni.
- Nie słyszy. Albo udaje, że nie słyszy.
- To jest smutne – powiedział Njum i umilkł na długi czas.
- Czemu nikt nam nie odpowiada?
- Ktoś zawsze nam odpowie.
Wiedziała, o kim Njum mówił. Drzewo. Mądre i cierpliwe. Czekało, aż wrócą. A potem znów wyruszą. I wiele czasu minie nim znów wrócą. I tak będzie zawsze.
- Kochasz mnie?
- Ty wiesz.
- Powiedz to.
- Te słowa mają moc.
- Tak wielką, że ożywią martwego?
- Większą.
- Kocham cię.
- Zbudź się. Uciekajmy!
- Czemu?
- Spójrz na las.
Las świecił wewnętrznym blaskiem. Czerwonym i migotliwym.
- Tam coś się czai.
- Co to jest?
- Nie wiem. Czuję tylko, że to coś jest gorzkie i słodkie zarazem.
Ogień dogasał w ognisku. Leżeli obok siebie, cicho oddychając; w śnie niemal będąc.
- Jesteśmy sami.
- Pani…
- Wiem to.
- A ogień? A rzeka i dalekie ćmy na niebie?
- Nie są podobne do nas.
- Są. Bardziej niż nam się wydaje.
- Śnił mi się dzisiaj.
- Co powiedział?
- Że czas, byśmy wracali.
- Chcesz tego?
Położyła głowę na jego kolanach. Długie, rude włosy rozlały się na ziemi.
- Chcę. Wiem, że niebo zmieni kolor.
I zmieniło. Na błękit z domieszką krwi.
Na podstawie „Pieśni o utracie błękitu” z tradycji Elfów

nie mów

nie mów
miłość mojego życia
mijam jak wszyscy szklanoocy
będziesz mieć po mnie znoszone humory i trampki
wieczory pachnące rockiem i Tuwimem

po co udawać
tak chcę mieć ciebie blisko
bez powietrza między nami
tę ostatnią paskudną chwilę

3 maja 2008

Juseppe rozwarł na jaśminowym papierze list z młodych lat i począł czytać

Straciłeś to czego stracić człowiek nie zasługuje
Kochałeś tak jak człowiek nie powinien
Pożądałeś jak nie potrafiłeś
Wierzyłeś ułomnie
Krtani strzępiłeś

Z wrazami szczerej poblazliwosci
Przegrałeś