29 kwietnia 2008

marzenie a marzenie które motyl
poderwal do lotu
w bladoczarnych źrenicach niezgrabnością
karmionych przystanęły przede mną

Boże jak tęsknie za tobą i skórą
twą powabną
zmielonych czułości juz nie odnowisz

28 kwietnia 2008

Paulo Coelho – niezwykły Wojownik Światła

,,Kto chce rozpocząć Dobrą Walkę, musi wyobrazić sobie, że czeka go odkrycie i zdobycie wielkiego skarbu.” Coelho bardzo dobrze to sobie wyobraził i sumiennie wypełnił tę myśl. Można powiedzieć, że sam siebie odkrył i zdobył skarb w postaci milionów fanów i międzynarodowej sławy, a także to, co najważniejsze – nowe doświadczenie i siłę, która popchnęła go dalej.

O sobie mówi, że jest ,,trochę czarodziejem”, bo wie doskonale jaki wpływ na czytelników mają jego książki. Zaczynał od pisania tekstów piosenek, debiutował w wieku 38 lat, jego pierwsza i druga książka zostały wydane przez małe wydawnictwa i nie sprzedały się, jednak ich autor nie zrezygnował ze swojego marzenia. Znalazł większe wydawnictwo, które wydało jego książkę ,,Birda”, co wyniosło na szczyt także ,,Alchemika” i ,,Pielgrzyma” Coelho stopniowo podbijał serca brazylijskich, później europejskich i północnoamerykańskich czytelników . W czym tkwi fenomen Brazylijczyka? W dzisiejszych czasach z liczbami się nie dyskutuje, nakład 23 mln egzemplarzy książek wydanych w ponad 100 krajach robi wrażenie. Ale nie tylko liczby wzbudzają szacunek, zachwyca i zaskakuje przede wszystkim treść – niezwykła? Na pewno tak, ale w tej niezwykłości znajdujemy tak dużo codzienności i prostej prawdy, że wielu z nas z chęcią sięga po książki Coelho. Sam autor i sprawca ogromnego ,,zamieszania” na rynku książek, mówi, że nie robi nic innego jak tylko dzieli się z czytelnikami swoimi doświadczeniami, niekiedy dosłownie przytacza sceny z własnego życia. Pisarz ma, o czym opowiadać, gdyż jego życiorys i bagaż doświadczeń są niezwykle bogate – młodzieńczy bunt i ruch hippisowski doprowadziły go prosto pod bramy więzienne, a zdesperowani rodzice pod mury szpitala psychiatrycznego. Niczego się nie wstydzi, ani też nie żałuje, mówi, że dzięki temu poznał życie i teraz jest silniejszy. Urodzony w Rio de Janeiro „współczesny mag” często powtarza, że od emocji nie da się uciec, co widać w jego książkach. Napisane prostym językiem, zwierające przemyślenia i prawdy życiowe historie podbiły serca ludzi. Zapotrzebowanie na literaturę walki dobra ze złem, nienawiści z miłością, wierności ze zdradą wciąż rośnie. To właśnie nieskomplikowany sposób tworzenia sprawia, że Coelho świetnie trafia w gusta współczesnych wielbicieli literatury. Jest mistrzem wpisywania rzeczy nieistotnych w szarą rzeczywistość. Pokazuje nam jak dzięki szczegółom możemy przetrwać złe chwile lub zwyczajnie poprawić sobie nastrój. Coelho jest człowiekiem głęboko wierzącym w Boga - duchowość i religia obecne są prawie w każdym z jego dzieł. Pomaga nam dostrzec przyszłość, cieszyć się każdego dnia wschodem słońca i przyjmować miłość, jeśli tylko spotkamy ją na swojej drodze. Do niczego nas nie zmusza, ani nie namawia, tylko przekazuje. Nie chce żebyśmy żyli tak jak on, a jedynie udziela nam wskazówek jak nie przegapić przeznaczenia lub jak żyć w zgodzie z samym sobą. Coelho nie chce udowodnić, że życie jest zawsze piękne i dobre, a zaznaczyć, że możemy je przeżyć jak najlepiej, mówi, że powinniśmy łapać chwile i szukać w nich radości, tak by były dla nas przyjemne. A każde spotkane,,zło” powinno motywować nas, zagrzewać do walki a my - zrobić wszystko by była wygrana, musimy walczyć o swoje marzenia, bo tylko wtedy się spełnią. Nie można się ich bać, trzeba przyjmować każde wyzwanie. To wszystko jest banalne, ale za to bardzo prawdziwe. Właśnie ta banalność przepleciona z niezwykłą wizją świata i ludzkiego życia wyniosła Coelho na szczyt sławy. Autor nie zrobił nic innego jak tylko przedstawił swoje poglądy, oczekiwania i doświadczenie. Naturalne emocje zawarte w jego dziełach, tylko zachęcają nas do zagłębiania się w lekturę książki.

Wielu ludzi uważa, że Paulo Coelho jest komercyjny i przereklamowany i za wszelką ceną chcą to udowodnić. A wystarczy przeczytać, by przekonać się, że tak nie jest. ,,Nie trzeba skomplikowanych elaboratów, żeby pisać o sprawach głębokich” – powiedział kiedyś Coelho i jak najbardziej ciągle się tego trzyma, co sprawia, że w jego głowie powstają coraz to nowe historie, przekazujące wspaniałe idee. Ostatnim wielkim sukcesem pisarza jest wydanie książki pt. ,,Czarownica z Portobello.” Może niedługo doczekamy się nowych dzieł tego artysty? Nie każdy musi lubić literaturę tego typu, ale tych, którzy wierzą w przeznaczenie, miłość i chcą poznać historie przepełnione tajemniczością ludzkiej natury i wiarą w nasze ukryte możliwości serdecznie zachęcam do sięgnięcia po książki tajemniczego Wojownika Światła.

kwiat
wydźwiękiem morskości mych oczu w twoich odbicie
i wonią co kark wywyższała

kwiat
powabność u ramion klęcząca
łzą do krwi atłasy rozdziera

kwiat
kosmykiem blondu i różu
gdzie pachnie irlandią

rośliny zdeptanej
nie wyskrzesisz do kochania

27 kwietnia 2008

Do Pana P.

Utopiłam w malinowych ustach

losu moje łzy

sól wżarła się w oczy

nie osądzaj

nie osądzaj

nie osądzaj mnie po jednym zdaniu

przypomnij to co było

nie jestem winna wszystkiemu

nie zabieraj swych rąk

nie zabieraj swego serca

zostaw me złe dni

pozwól chodzić ubranej w rzęsy

nie krzycz za mój czarny sweter i różowe włosy

utop sie w moich zielonych oczach

i nie krzycz już więcej

Kraków myśli abstrakcyjnie


Oniemiałam z wrażenia. Za chwilę moje myśli miała pochłonąć piękna i dumna Floriańska. Ulica jak rzeka, ludzie płynęli nią w spokoju, zdumieni i onieśmieleni blaskiem. Przeszłam parę kroków, zatrzymałam się, nosem wciągnęłam wszystkie kamienice, kolory i promienie Słońca muskające kamienną drogę. Zachłysnęłam się wszystkim, cały ten ”ekwipunek” wdarł mi się do gardła, przebiegł całe ciało, potrząsnął każdą komórką, wzruszył każdy nerw, od tej chwili moje zauroczenie przybierało na sile, wciąż rosło i rosło...W tle Kościół Mariacki, którego widok przyprawił mnie od dreszcze, stał sam, dumny, wysoki, a pod nim miliony małych mrówek spoglądające mu w oczy, był gwiazdą tego miejsca. Po obu stronach Floriańskiej turystom przyglądały się ciche, niewielkie sklepiki, bardzo szanowały tę ulicę, wszystko tu łączyło się w jedno, doskonale tworzyło całość, mogłabym setki lat stać w jednym miejscu i patrzeć na tę kompozycję. W pewnym momencie prosto w oczy uderzył mnie dym płonącego od gwaru Rynku, jeden cios i moje zauroczenie przeskoczyło o dziesięć stopni w górę. Byłam w raju, w którym nikt się nie spieszył, rynek pieścił ludzi, którzy tłumnie przybywali go podziwiać, rozkoszować się pięknem, czułam, że i ja jestem jedną z nich. Tak długo trzymał mnie w swych objęciach, że po paru minutach już nie chciałam opuścić jego ramion, wtuliłam się w nie, poczułam jego zapach i wiedziałam, że to miejsce, w którym chcę spędzić całe życie. „A to Polska właśnie” napisał Wyspiański, miał rację, bo gdy patrzysz na czarne lub żółte twarze turystów, gdy spoglądasz w skośne oczy to czujesz się dumny z Polski, że oni ją zwiedzają, że za Kraków kocha nas cały świat. A rynek, kamienice, uliczki i place przyciągają swoją polskością. Wyrwałam się w końcu z objęć Sukiennic, Ratusza i renesansu, i wpadłam na Grodzką. Kraków jest piękny, ale Grodzka piękniejsza. Ogarnięta jakąś szaloną pasją Rynku, wplotłam się w kostkę brukową Grodzkiej, zlałam się z jej kamienicami, wsiąkłam w powietrze nad nią, chciałam mieć ją tylko dla siebie, by zapamiętać jak pachnie wiosną, frytkami i ziemią, którą zostawiały podeszwy ulicznych muzyków. Była dostojna, powabna, elegancka, szykowna, a zarazem delikatna i subtelna, jak prawdziwa kobieta. Ubierała się modnie, w drogich butikach, jadała i piła w ekskluzywnych kafejkach, i restauracjach. Kochana, niezapomniana Grodzka, prowadziła niegdyś królewski orszak, wczoraj gościła mnie i moje sterczące na wszystkie strony myśli. Zadeptana przez turystów wciąż promieniała blaskiem i była prawą ręką Krakowa. Przy niej mnóstwo kościołów namawiało do zatrzymania się, wejścia i ukojenia swojego umysłu w modlitwie. Wszystkie piękne, prężne i odważne, jak rycerze stały niewzruszone. Romantyczna Grodzka zaniosła mnie i złożyła pod stopami Wawelu. Patrzyłam na budowlę, Wawel miał pod skrzydłami całe miasto, a wszyscy idąc kłaniali mu się z szacunkiem. Apogeum mojej wędrówki, wszystko było tu alegorią, natknęłam się na pomnik Kościuszki, który dumnie witał mnie przy wejściu, widziałam cudowne komnaty, pełne przepychu, w których szarmanccy królowie zbierali myśli, multum baszt świadczyło o waleczności starego Krakowa, każda z bram przypominała o historii, a symboliczna Smocza Jama nie pozwalała nam zapomnieć o równie starych, krakowskich legendach. Chłonęłam ten Kraków całą sobą, zakochiwałam się w każdej z uliczek, tylko po to, by zaraz odkochać się i zakochać w innej, jeszcze piękniejszej i bardziej magicznej, spoglądałam na miasto z góry i widziałam jak dachy kamienic łączą się w jeden wielki płaszcz Krakowa... „Przez kolejne 365 dni będę patrzyła na świat jakbym go widziała po raz pierwszy, szczególnie na rzeczy nieistotne...” Dziękuję Krakowowi, że mnie przyjął tak serdecznie, przytulił i pozostał we mnie na zawsze...

„Nie ma miasta, które by tak uskrzydlało dusze do wyższego polotu, tak gwałtownie je wyciągało z szarego bagna pospolitości” Kazimierz Morawski

26 kwietnia 2008

przeszłość to andydom który mi zbudowaliście

lał się potok zmarnowanych szans
chwała Bogu za ten sen przerywany dniem

a poza nami tylko nieokiełznany świat
bródów i słów



czekam na bezpowrotność
jeśli chcecie grac mną w kości
zagrajce nim rozsypie sie na wieki

Do Pana P. (przeznaczenie)

Utopiłam sie
zgubiłam w przypuszczeniach
widzę co chce zobaczyć
szukam trzeciego dna
a jego nie ma
zapomnij o nich
myśl tylko o mnie
pobiegnij na bosaka przez łąkę
trzymaj mnie za rękę
gdy będę w wiosennej sukience
scałuj łzy z policzka
nie pozwól by znów płynęły
wsiądź na rower i pojedź ze mną do raju
ukryj w labiryncie z poduszek
wyszepcz wszystkie sekrety
pozbieraj niebieskie pióra
które wypadły mi z rąk
naklej plaster na skrzydła
i pozwól polecieć
po prostu
najzwyczajniej
bez wielkich słów
kochaj mnie

25 kwietnia 2008

Niekochany

człowiek niekochany umiera
w ciszy własnych myśli
wsłuchany w coś pomiędzy
kołataniem serca

człowiek niekochany wysycha
mimo ciągłego deszczu na zewnątrz
otoczony szczelnym kordonem ludzi
obojętnych, znieczulonych

człowiek niekochany żyje
mimo wszystko patrzy nie tylko pod nogi
ale też nie wyżej niż na wysokość oczu
błękitne niebo istnieje tylko dla zakochanych.

20 kwietnia 2008

Łapię chwile i rozrywam je
na kawałki.
Chłonę wolność.
Oddechem tulę do siebie
skomplikowane części świadomości,
nic z tego,
pchnięta nożem jak opętana
pędzę naprzód,
roztrzaskuję się o myśli kamieni,
które wyrastają z bladej od
spojrzeń ziemi.
Cisza.
Ciągle mnie tu nie ma...

13 kwietnia 2008

Wciąż kłamiesz

Mówisz, że mnie kochasz - łżesz
nie żartuj sobie ze mnie
może pożądasz
może lubisz
choć i to podlega dyskusji
jesteś człowiekiem
nie możesz kochać
co najwyżej siebie
taka miłość nie istnieje
to tylko kolejny wymysł
a to co było
to tylko zabawa
sen
który trwał zbyt długo

ona prosi
schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułości

...

strażnik rozkoszy na chwilę przysnął

musiałam otoczyć się cieńką realnością
twych dłoni nieziemskość mą pamięć szargała
i studni gdzie samotność upuszczałam nie mogła pojąć
bez odgłosu wyższego niż wiatr rozwieram swe usta
aż serce rozwarte lśni krwią całą dla ciebie

przeklęty bądź słowiku co z niewymiaru nas budzisz
splecionych rękoma wśród zgliszczy poprawnych uczuć

pewność ciebie

12 kwietnia 2008

obawa

gdy ciebie zabraknie
asfaltem pokryje świat
na klęczkach skulony
rozwieje słoneczny świt

co z tobą będzie
gdy księżyc płomieniem się zajmie
co w dłoniach zostanie
po odejściu rozmarzeń

i nas już nie będzie
zgubimy zapachy
w bezświetle trwam

Nie odkupisz mojej krwi za swe fałszywe łzy
nie wybaczę tego co zrobiłeś
kto odejdzie raz ten zostanie na zawsze sam
mówiłeś że już na zawsze
coś za infantylne słowa
nie zaprzedam duszy
wyrwałam jej kawałki opętanemu przez demony
nie odkupisz mojej krwi jednym gestem
oddaj to co zabrałeś
odejdź maro
ale jeśli zechcesz wrócić to jestem tam jeszcze

Zwiędły tulipany w moim ogrodzie
opadły młode listki akacji
siedzę na studni
ze złamanymi grabiami
i wycieram słone łzy
duch tańczą wokoło
radosne, że mam dla nich czas
zabiorą w swój świat
bez współczucia dla nikogo
tonę w studni łez

10 kwietnia 2008

Chyba upuściłam Słońce,
O przepraszam!
Schowam się za chmurę,
Gdzie czeka nowy dzień.
aksamitem otoczę Twoją
szarą barwę,
chcę móc jeszcze raz potrząsnąć światem!
Co mówisz?

Nic nie słyszę, schowaj ten wiatr.

List drugiego pomyślunku

Opuściłeś mnie, tandetna podróbo Archanioła. Zaledwie na chwilę, na ułamek sekundy odszedłeś żeby zaparzyć te pieprzoną herbatę. Wystarczyło tylko to, żeby te wszystkie ciemne dusze i nastroje wpełzły we mnie i od środka zaczęły mnie gnoić. Póki stałeś przy mnie- nie wnikam czy z rozkoszą czy obrzydzeniem- ale póki stałeś potrafiłem wyczuć metaliczne powietrze i szybko uciec. Jak mogłeś dopuścić, żebym został sam? Wiesz przecież, jak nieporadny duchowo jestem, nieodporny na podłości. A teraz patrz na swojego podopiecznego, patrz i płacz szczycie irytacji. Jak pokrwawionymi rękoma modle się do twojego starego szefa o łaskę przedwczesnego zgonu. Nigdy nie wybaczę ci tej herbaty. Tego, ze zaniechałeś swojego obowiązku. Aniele Boży, na Boga stróżu mój.

9 kwietnia 2008

nie idź zostań do jutra
by dreszczem je powitać
pokaż mi ścieżki ciepłe aż do krwi
daj spróbować srebro z twojej nocnej szyi
daj mi słońce na powieki
cichy dotyk na ramiona

7 kwietnia 2008

Ze złamanym skrzydłem

Miałam piękne skrzydła, ich czerń migotała kolorami tęczy. Przebywałam tam na górze, siedziałam na swym obłoku. Z mieczem przypasanym u boku, gotowa do walki. Aż zawołałeś mnie, najpierw usłyszałam szept, myślałam, że to tylko szum wiatru. Zacząłeś krzyczeć, głośniej i głośniej. Nie powinnam reagować, to nie sprawy takich jak ja. Ale podążyłam za głosem, znalazł się tam z tobą. Byłeś piękny, płakałeś – walczyłam z twoimi smutkami, ze swoimi także, bo tu poczułam coś dotąd nieokreślonego. Nawoływali mnie, ale zostałam. Siedzieliśmy tam wtuleni w siebie, wyrzuciłam swój miecz – pewna jego bezużyteczności. Sączyłeś mi w uszy słodkie słowa, zawładnąłeś całą duszą. A potem przyszli oni, nie mieli skrzydeł. Broniłam się długo, choć nie miałam już miecza. Ty odszedłeś, zabrali Cię. A ja zostałam tu ze złamanym skrzydłem, z piórem w ręku zapisując myśli. Ukryłam się wśród trawy.