27 kwietnia 2008

Kraków myśli abstrakcyjnie


Oniemiałam z wrażenia. Za chwilę moje myśli miała pochłonąć piękna i dumna Floriańska. Ulica jak rzeka, ludzie płynęli nią w spokoju, zdumieni i onieśmieleni blaskiem. Przeszłam parę kroków, zatrzymałam się, nosem wciągnęłam wszystkie kamienice, kolory i promienie Słońca muskające kamienną drogę. Zachłysnęłam się wszystkim, cały ten ”ekwipunek” wdarł mi się do gardła, przebiegł całe ciało, potrząsnął każdą komórką, wzruszył każdy nerw, od tej chwili moje zauroczenie przybierało na sile, wciąż rosło i rosło...W tle Kościół Mariacki, którego widok przyprawił mnie od dreszcze, stał sam, dumny, wysoki, a pod nim miliony małych mrówek spoglądające mu w oczy, był gwiazdą tego miejsca. Po obu stronach Floriańskiej turystom przyglądały się ciche, niewielkie sklepiki, bardzo szanowały tę ulicę, wszystko tu łączyło się w jedno, doskonale tworzyło całość, mogłabym setki lat stać w jednym miejscu i patrzeć na tę kompozycję. W pewnym momencie prosto w oczy uderzył mnie dym płonącego od gwaru Rynku, jeden cios i moje zauroczenie przeskoczyło o dziesięć stopni w górę. Byłam w raju, w którym nikt się nie spieszył, rynek pieścił ludzi, którzy tłumnie przybywali go podziwiać, rozkoszować się pięknem, czułam, że i ja jestem jedną z nich. Tak długo trzymał mnie w swych objęciach, że po paru minutach już nie chciałam opuścić jego ramion, wtuliłam się w nie, poczułam jego zapach i wiedziałam, że to miejsce, w którym chcę spędzić całe życie. „A to Polska właśnie” napisał Wyspiański, miał rację, bo gdy patrzysz na czarne lub żółte twarze turystów, gdy spoglądasz w skośne oczy to czujesz się dumny z Polski, że oni ją zwiedzają, że za Kraków kocha nas cały świat. A rynek, kamienice, uliczki i place przyciągają swoją polskością. Wyrwałam się w końcu z objęć Sukiennic, Ratusza i renesansu, i wpadłam na Grodzką. Kraków jest piękny, ale Grodzka piękniejsza. Ogarnięta jakąś szaloną pasją Rynku, wplotłam się w kostkę brukową Grodzkiej, zlałam się z jej kamienicami, wsiąkłam w powietrze nad nią, chciałam mieć ją tylko dla siebie, by zapamiętać jak pachnie wiosną, frytkami i ziemią, którą zostawiały podeszwy ulicznych muzyków. Była dostojna, powabna, elegancka, szykowna, a zarazem delikatna i subtelna, jak prawdziwa kobieta. Ubierała się modnie, w drogich butikach, jadała i piła w ekskluzywnych kafejkach, i restauracjach. Kochana, niezapomniana Grodzka, prowadziła niegdyś królewski orszak, wczoraj gościła mnie i moje sterczące na wszystkie strony myśli. Zadeptana przez turystów wciąż promieniała blaskiem i była prawą ręką Krakowa. Przy niej mnóstwo kościołów namawiało do zatrzymania się, wejścia i ukojenia swojego umysłu w modlitwie. Wszystkie piękne, prężne i odważne, jak rycerze stały niewzruszone. Romantyczna Grodzka zaniosła mnie i złożyła pod stopami Wawelu. Patrzyłam na budowlę, Wawel miał pod skrzydłami całe miasto, a wszyscy idąc kłaniali mu się z szacunkiem. Apogeum mojej wędrówki, wszystko było tu alegorią, natknęłam się na pomnik Kościuszki, który dumnie witał mnie przy wejściu, widziałam cudowne komnaty, pełne przepychu, w których szarmanccy królowie zbierali myśli, multum baszt świadczyło o waleczności starego Krakowa, każda z bram przypominała o historii, a symboliczna Smocza Jama nie pozwalała nam zapomnieć o równie starych, krakowskich legendach. Chłonęłam ten Kraków całą sobą, zakochiwałam się w każdej z uliczek, tylko po to, by zaraz odkochać się i zakochać w innej, jeszcze piękniejszej i bardziej magicznej, spoglądałam na miasto z góry i widziałam jak dachy kamienic łączą się w jeden wielki płaszcz Krakowa... „Przez kolejne 365 dni będę patrzyła na świat jakbym go widziała po raz pierwszy, szczególnie na rzeczy nieistotne...” Dziękuję Krakowowi, że mnie przyjął tak serdecznie, przytulił i pozostał we mnie na zawsze...

„Nie ma miasta, które by tak uskrzydlało dusze do wyższego polotu, tak gwałtownie je wyciągało z szarego bagna pospolitości” Kazimierz Morawski

Brak komentarzy: