21 lutego 2008

Forma – „coś, co trzyma nas przy życiu”.

I choć byśmy wyszli z siebie, będzie to tylko zaniechaniem formy w sensie konwenansu, lub osieroceniem własnego ciała w przypadku śmierci. Życie nadaje nam formę, a forma pozwala nam żyć. W wariancie optymistycznym – formujemy życie; w wariancie konformistycznym – żyjemy dla formy. Udrapowani we własną skórę, uformowani na obraz i podobieństwo Boga lub w zgodzie z kierunkiem ewolucji gatunku, uwikłani w siebie nawzajem - wierzgamy – dostrzegając swoją znikomość w formalnym układzie świata. Po czym wstając rano z łóżka żegnamy się prawą ręką, żegnamy się trzy razy, odwracamy się twarzą ku wschodowi i dotykamy dłońmi ziemi. Albo od razu myjemy zęby. Jemy chleb, jemy kus kus, nic nie jemy. I zabieramy się do życia.

Jak na istoty obdarzone wolną wolą jesteśmy niezwykle skonwencjonalizowani. Przebieramy w mnogości idei jakbyśmy dobierali elementy układanki. Zestawiamy je w taki sposób, by pasowały do istniejących już konstrukcji. Grzebiemy w kanonach, kodeksach, tradycjach, określając ich przydatność do własnych potrzeb. Dokonujemy wyboru – podziwiając swoją kreatywność, siłę indywidualności i oryginalność kompilacji – a tu okazuje się, że stworzyliśmy monstrum absolutnie nieprzystawalne ani do praw natury, ani do praw zwyczajowych. Zaprzeczyliśmy wszystkim normom w poszukiwaniu własnego kształtu i nie spełniamy żadnej funkcji jako element globalnej konstrukcji. Nie pasujemy do systemu, bo deformujemy jego strukturę. Jako indywiduum uwieramy otoczenie. Podlegając jego naciskom działamy własną siłą, próbując je ukształtować i nadać mu taką formę, która zapewni nam egzystencję w zgodzie z obranym przez nas kształtem. Podatność na akceptację nowych form zależy od elastyczności materiału. Tu rodzą się kompromisy, modyfikacje, reformacje. Czasem zbyt sztywna struktura pęka, rozsypuje się, ulegając destrukcji. Z ułamków szybko powstaje nowy twór, a destruktor często okrzyknięty zostaje prekursorem nowej formacji. Bywa też inaczej: „sypie się” nieprzystosowany. Łamie się ukształtowana według innej miary osobowość, kruszy jej konstrukcja. Tolerancja nie jest akceptacją; różnicę w ocenie pokrywa oceniany. Jeśli nagnie się do norm ogółu, jego życie będzie musiało przybrać inną niż w założeniu formę. Jeśli nie odstąpi od własnych zasad, w najlepszym wypadku będzie musiała wystarczyć mu tolerancja, przy wysiłku zachowania minimum norm z jego strony. Potrzeba akceptacji odczuwana w sposób zwielokrotniony będzie destruktorem niszczącym ramy jego ego. Ceną za brak ustępstw jest alienacja. Jeśli z wyboru i w przekonaniu o obronie słusznych racji – konsoliduje indywidualność formy. Niezawiniona (w pojęciu wyobcowanego) – rodzi bunt, a często jest drogą ku rozpaczy i załamaniu. Ktoś, kto doświadczył katastrofy formalnej nie uwierzy w rozbudowane konstrukcje. Zna ich kruchość opartą na zmutowanych kształtach, rozdętych przez krzykaczy, którym doskwiera forma zastana. Jasny obraz traci perspektywę w kubistycznym zamęcie. Uwolnione elementy tworzą miraże wirujących form – a co dzieje się z życiem? Ono rekonstruuje. Wychwytuje to, co mu niezbędne i urealnia, formalizuje. Z rozpadających się kultur wyrastają nowe, z hierarchią norm, form i struktur. Ale tak jak w kubizmie, wszystko i tak opiera się na stożku, walcu i kuli. Statyczna, czy dynamiczna – kompozycja powinna znajdować się w równowadze. Wówczas jest formalnie składna. Jeśli decydujemy się na dominantę, warto postawić na wolę życia, kreującą jego kształt, wyważającą jego formę.

Nie wychodzimy spod jednej sztancy. Istnieje raczej kilka jej modeli – zna je psychologia. Wariantami niespójnymi zajmuje się psychiatria. Luki w definicjach wypełnia sztuka. Życie samo składa się z małych rzeczy i drobnych przyzwyczajeń – to one je tworzą i nadają mu ton.

Sfrustrowany sztukmistrz słowa, borykający się z awangardową formą pisanego przez siebie tekstu, chętnie przyjmie zaproszenie na niedzielny obiad u mamy. Włoży czystą koszulę i przygładzi włosy. Postara się być dobrym dzieckiem. Zapragnie być dzieckiem. Tęsknota to zatracenie równowagi posiadania. Brak. Próba odzyskania straty. Dążenie do odzyskania formy zaginionej.

Żyjemy w formie wspomnień – przenikając cudze byty stajemy się ich częścią tak, jak one są częścią nas. Niekiedy jest to już jedyna forma egzystencji, po dematerializacji miejsc i osób z nimi związanych, dotycząca jakiegoś minionego fragmentu czasu, w którym żyliśmy.

Alternatywnie – marzenia i wyobrażenia dotyczące przyszłości szukają dla siebie ujścia w realnej formie.

Jakkolwiek było – dostępna nam forma życia nie powinna być jednak jakąkolwiek formą. Dopasujmy ją do siebie, akceptując jej ambiwalentny charakter protezy: jest niechciana i niezbędna. Jest balastem i ratunkiem.

Brak komentarzy: