30 listopada 2007

Królewna Śnieżka

Księżniczka ugryzła jabłko i osunęła się na podłogę bez życia. Macocha skuliła głowę i popatrzyła na pasierbicę z litością. Nie skrzeczała i nie śmiała się. Domek opuściła w pośpiechu, bo wiedziała, że niebawem wrócą krasnoludki. Przemykając między drzewami tylko raz jej usta przyozdobił delikatny uśmiech: kiedy pomyślała, że Śnieżka już nigdy nikomu nie wyrządzi krzywdy.

Niebawem do domku wróciła siódemka towarzyszy księżniczki. Z każdym dniem od pojawienia się Śnieżki mieli coraz mniej siły, z każdym dniem bledli. Ale kochali księżniczkę.

Nazbierali jagód na przepyszny placek, jaki potrafiła robić tylko Śnieżka. Zdziwili się, że wewnątrz jest ciemno. Zawsze czekała nich z kolacją i uśmiechem na twarzy.

- Może zasnęła? – powiedział jeden z nich, popychając drzwi.

Weszli, a blask ich latarni oświetlił pomieszczenie. Wszystko było takie, jak zapamiętali wychodząc. Tylko księżniczka leżała na podłodze w pogniecionej sukni, a jej palce ściskały kurczowo czerwony owoc.

Rozpaczy i żalu nie było końca.

- Śnieżka nie żyje! – krzyczeli – Nasza ukochana Śnieżka umarła!

Płakali całą noc, a rankiem postanowili księżniczkę pochować. Była jednak zbyt piękna, żeby zagrzebać ją w ziemi. Krasnoludki nie chciały, aby gniła i pleśniała między robakami. Zbudowały dla niej szklaną trumnę i zostawiły na leśnej planie. Chodziły tam każdego dnia i opłakiwały dziewczynę, nie mogąc się pogodzić z tym, że odeszła. Sprawiała wrażenie śpiącej: jej usta były czerwone jak krew, włosy zachwycały ciemną barwą hebanu, a skóra bladością alabastru.

Mijały dni, księżniczka leżała, a krasnoludki coraz rzadziej przychodziły ją odwiedzać. Nie były już tak blade i zmęczone. Coraz częściej się uśmiechały i miały więcej siły do pracy. Wszystko stawało się takie jak dawniej.

Pewnego ranka przez las przejeżdżał młody książę. Zgubił się w lesie i krążył po nim, próbując odnaleźć drogę powrotną. Przypadek sprawił, że trafił na polanę ze szklaną trumną. Kiedy tylko ujrzał Śnieżkę, zakochał się w niej. Zdjął z trumny pokrywę. Dziewczyna była zimniejsza od szkła.

Najpierw dotknął jej dłoni. Nachylił się i pocałował w czoło. Nie poruszyła się i nie oddychała, stwierdził gładząc ją po włosach.

- Uczyniłbym z ciebie swoją królową. Byłabyś moją żoną, mielibyśmy dużo dzieci. Żylibyśmy długo i szczęśliwie – szeptał jej do ucha – w pięknym królestwie obrośniętym różami.

Złożył na jej karminowych ustach pocałunek. Czuł jak jej wargi z chłodnych kawałków lodu stają się cieplejsze, aż w końcu wydało mu się, że Śnieżka oddycha. Podniósł głowę, aby na nią spojrzeć. Nic się nie zmieniło: włosy jak heban, skóra jak śnieg… a w kąciku jej ust kołysała się maleńka kropelka krwi.

Krasnoludki przyszły do Śnieżki nazajutrz. Zastały odkrytą, pustą trumnę i leżącego obok niej młodego księcia. Był blady i nie oddychał.

Brak komentarzy: