30 listopada 2007

Poddasze

Poddasze


Fotel. Stary, bezbarwnie obity. Materiał to chyba, nie jestem pewna, bawełna. Nie, może len. Taki komunistyczny w dotyku.

Potem dywan. Włosy już z niego wychodziły. Zdeptany był. Tyle stóp gościł. Przesiąknął dymem wieczornych gier w karty. A ta plama to pewnie wino. Romantycznie.

Stołu też nie zostawią. Trzy nogi. Ale to chyba z zamierzenia.

Nie kołysał się, kiedy kładziono na niego herbatę. Dywan by pamiętał.

Meble wynieśli. Najpierw regał, potem komoda, szafa i kredens. Słyszały zapewne wiele. Wiele szeptów utkwiło w tej płycie pilśniowej. Skrzypieniem i zgrzytem dostosowywały pretekst do wynoszących rąk.

O firankach nie wspomnę. Żółte trochę, kochanki dywanu, łzawym szumem przeplatają cienkie wzory. Ocierają się o siebie, kokieteryjnie, już prawie nieprzekonywująco.

Kwiaty zabrała sąsiadka. Więcej nie było. Poddasze poddane recyklingu. Ciekawe, co po mnie będą stąd wynosić. Sterty kartek nieopisanych. Nic nieznaczące śmieci ze zsypu historii.

W pierwszą noc śnił mi się dywan w objęciach firanki i domek z kart. Na fotelu leżało bez ruchu.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"komunistyczny w dotyku" Świetne :D