30 listopada 2007

Recenzja parku Waryńskiego

Zastanawiam się, dlaczego jesień tylko jest taka kolorowa i piękna.

Wiosna, zgoda, wszystko pachnie, żyje i kwitnie. Latają malutkie pszczółki i motylki. Można w końcu rzucić wielgachną puchową kurtkę na samo dno szafy. Uff… od razu lepiej. Z dogrzewanych pokoi wypełzają zakochani, odurzeni słodkim zapachem żywicy.

Lato. Dajcie spokój, mam ochotę krzyknąć. No pewnie, że jest kolorowo. Wszędzie barwa szmaragdów, turkusa. Mieni się seledyn dojrzałej ropuchy i oliwkowy odcień niedojrzałych jabłek. Nawet niebo przybiera kolor morskobłekitny tyle, że przybrudzony. Zielono. Tak bardzo zielono, że prawie UFO.

O zimie nie wspominam. Nie dość, że kurtka to jeszcze mrozy. Zakochani znów, zamiast płoszyć gołębie infantylnym krzykiem, siedzą przed telewizorami. Biało, tak okrutnie biało. A potem już nawet nie biało. Potem jest brudnobiało i paskudnie błotnie.

Tylko jesień jest tak kolorowa. Nie wierzysz? Przyjdź jesienią i usiądź na jednej z ławek w parku Waryńskiego. Przytulnie prawda. No ja wiem, że nie jest to las, pełen różnych ciekawych rzeczy, w tym grzybów szyszek i gałęzi, o które można złamać nogę, ale zawsze jakiś zalążek ekosystemu. Przejdźmy teraz to tego estetycznego aspektu parku. Pewnie, że mogłabym napisać o woni taniego wina, przysłaniającego zapach liści, ale po co?

Park ten jest miejscem wysoce kulturalnym od godziny piętnastej do godziny osiemnastej w sezonie, czyli od połowy sierpnia do końca października. Starsi ludzie oblegają ławki grupowo i czasem można posłuchać, jak to chleb podrożał czy renta za niska. Można nauczyć się wiele. Jak wiadomo najlepsze scenariusze pisze życie, a ci ludzie, gdyby tylko chcieli je spisać, pobili by na głowę, ba, na dwie nawet, wszystkie brazylijskie i wrocławskie seriale. Dobrze, że starsi ludzie też potrafią docenić piękno i kolory jesieni. I to na pewno nie ostatniej w ich życiu.

Dość kontrastowym zjawiskiem dla wyżej wymienionych są małe dzieci. Czy widział ktoś, jak grupka sześciolatków próbuje kijami strącać kasztany z drzewa? Ja widziałam. Uroczy i pouczający widok. Choć, przyznam, obserwacje takie są dość niebezpieczne. Kije latają wysoko. Są jeszcze dzieci, które nie ganiają za sobą z prozaicznego powodu – biegać jeszcze nie umieją. Ale za to drą się jak te sześcioletnie.

Ruchliwą drogę oddzielającą park od grupki domów wynagradza spokojna uliczka po drugiej stronie skweru, a zapach liści przysłania lekko spalinowy odór. Obok jest nawet cukiernia i kiedy jest się złym albo smutnym duże ciastko z olbrzymią porcją kremu jest w stanie humor nam zwrócić.

Chciałam opisać historię parku, albo jakieś ważne wydarzenie, które tam miało miejsce. Niestety. Nie dotarłam do informacji z prostej przyczyny – przyznaję się, że dużo bardziej wolałam siedzieć właśnie w parku i pisać, czytać lub po prostu myśleć niż tonąć w wielkich historycznych dziełach literackich. Mogę jednak ten fakt załagodzić pisząc, ze nie ja jedyna. Kiedy się rozejrzałam, moim oczom ukazały się inne osoby, siedzące, jak by się wydawało, bez celu i przyczyny. Ale to tylko pozory.

Bo drogie panie i drodzy panowie, każdy z nich robił jakąś monumentalnie ważną rzecz. Widziałam poetów, skrobiących się długopisem po czole. Z ich oczu spoglądała w czystej postaci metafora. Siedzieli również artyści – plastycy. Poznałam po ołówkach miękkich prawie jak proszek, kopie kredek w dłoniach i gumce leżącej obok. Są też prozaicy. Oni co jakiś czas wpatrują się w jeden punkt, dając odpocząć dłoni, od potoku słów lejącego się prosto na kartkę.

Park Waryńskiego przyciąga wszystkich. Jest tam dość cicho – w porównaniu z innymi parkami w Bolesławcu – jasno i zaryzykuję stwierdzenie - przytulnie. Liście pachną tak cudownie i szeleszczą pod nogami. Kiedy będziesz przechodził jedną ze ścieżek, spiesząc się na jakieś bardzo ważne spotkanie, do pracy albo w jakieś inne miejsce do którego można się spieszyć, zwolnij na chwilę i popatrz na kogoś, kto siedzi spokojnie i tworzy. Nie miałbyś też czasem ochoty? Nie bój się pisać malować lub uprawiać innej, równie pięknej dyscypliny artystycznej. Każdy się spieszy. Ale gdybyś tylko znalazł chwilę i usiadł na jednej z ławek to coś przyjdzie do ciecie samo. Nie będziesz czekać długo.

A więc zapraszam. Zwalniam właśnie jedną w moich ulubionych ławek, naprzeciwko placu zabaw. Chętnie podzielę się jej mocą z innymi. Jaką mocą, pewnie ktoś zaraz zapyta. Nie odpowiem, każdy ma a przynajmniej powinien mieć wyobraźnie. Wymyśl moc, którą ławka może cię obdarzyć, a gwarantuję, że jeśli tylko uwierzysz, spisze się lepiej niż czarodziejska lampa czy dywan. Ale od ciebie tylko zależy, czy dasz taj magii klucz do swojej głowy. Usiądź. To nic nie kosztuje.

Może kiedyś się spotkamy na jednej z ławek? Uśmiechnij się wtedy, żebym wiedziała.


Brak komentarzy: